Po letniej burzy prądu nie było przez 20h. Zawartość lodówki ucierpiała. Prądu zabrakło w nocy, gdy część rolet była opuszczona, więc kolejny dzień minął w półmroku. Obiecałem sobie wtedy, że przyjrzę się możliwościom zabezpieczenia alternatywnego źródła prądu.
Minęło pół roku i, oczywiście, kwestia domowego agregatu upadła pod naporem innych spraw. Ostatnio przesłuchałem jednak audiobook „Blackout” Marc’a Elberg’a. Choć książka nie jest najsprawniej napisana, bardzo przekonująco ukazuje konsekwencje długotrwałej awarii sieci energetycznej. Czas wziąć się do roboty.
Źródło: generac.com
Nie znalazłem w sieci wyczerpujących informacji o tym, jakie urządzenie i jaka instalacja byłaby odpowiednia dla jednorodzinnego domu. Potraktuję więc ten artykuł jako zaproszenie do wymiany doświadczeń. Może wspólnymi siłami uda się wypracować optymalny układ awaryjnego zasilania.
Pierwsza rzecz to ogólna koncepcja kosztowa. Umiem sobie wyobrazić korzystanie z agregatu za 500 PLN, podłączanego kablem do szafy rozdzielczej przez jakieś możliwie najprostsze podejście z odcięciem zasilania z sieci. Znalazłem też rozwiązania za 10 -15 tyś PLN, z dużymi stacjonarnymi agregatami i automatycznym systemem załączania rezerwy (i pilotem). Za dużą kasę można mieć komfort i pewność. Za małą kasę – gruchocik z republiki ludowej. Gdzie jest jednak środek?
Mam do Was następujące pytanie: Jaki układ pozwoli we względnym komforcie przetrwać 5-dniową awarię elektryczności?
Oto kilka wstępnych konkluzji z prośbą o komentarze:
Oto link do forum, z tym samym artykułem. Jakie jest Wasze zdanie?